Czy zdarzyło się wam tęsknić nie za kimś, ale za czymś? Tak bardzo, by każdą myśl kierować w tą stronę? Ja tęsknię za miastem, do którego jak mawiało starożytne przysłowie, wiodą wszystkie drogi. Na wspomnienie, czego, nawet w chłodne zimowe wieczory, od razu jest cieplej?

„MILLE VIAE DUCUNT HOMINEM PER SAECULA ROMAM”.
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.

Fotografia Włochy

Włoskie klimaty

Rzym, bo o tym mieście mowa, stał się natchnieniem dla wielu. Kto zakochał się w takich filmach jak: „Gladiator”, „Anioły i demony” czy „ Jedz, mód się i kochaj”, nie chciałby poczuć atmosfery tego miasta? Wymieniać można by długo. Jednak ja dziś chciałabym pokazać to miasto moimi oczami, z całym bogactwem smaków i zapachów, które zapamiętałam.

Wystarczy zamknąć oczy, włączyć muzykę Erosa Ramazzottiego i dać się ponieść włoskim klimatom.
Roma dla każdego zakochanego w niej turysty to nie tylko zwykła metropolia, ale miasto obrazów i tych nieodkrytych dróg, których nie ma w przewodnikach turystycznych. Nawet jeśli są to omija się je z barku czasu lub niewiedzy.

Moja przygoda z Italią rozpoczęła się w 2007 roku, kiedy postanowiłam zorganizować wyjazd naukowy dla grupy moich przyjaciół studentów. Po roku przygotowań w październiku 2008 roku, siedzieliśmy wszyscy w autobusie i czekaliśmy, by odkryć to jedno z najbardziej interesujących miast. Plusem było to, że mieliśmy tylko ramowy plan i całe 6 dni na zwiedzanie. Nie było przewodnika, a jedynie dobre chęci, zapał i bilet tygodniowy na metro.

Marzenia się spełniają

Castel Sant Angelo

W poszukiwaniu "Aniołów i demonów"

Pamiętacie scenę z „Gladiatora”, kiedy to Maximus dociera do Rzymu, gdzie ma walczyć o swoją wolność? Staje przed amfiteatrem Flawiuszów, i razem z nim widzimy to miasto z całym swoim antycznym przepychem i wielkością.

Rzym początku XXI wieku nie może być już taki wspaniały. Z tych słynnych budowli zostały ruiny. Tym co najbardziej zaskakuje, to moment jak stajemy tuż pod Colosseum. Cieszymy się, że tu jesteśmy i podziwiamy, a obok przechodzą Rzymianie dla których jest to już obojętne.

Trzy razy jednak poczułam jak marzenia potrafią się ziścić. Jak małe pragnienie dodało wiatru
w skrzydła marzeń. Kiedy stanęłam na świętej drodze – Via Sacra (na Forum Romanum) – dziś już stercie kamieni, niegdyś tylko najdostojniejsi mogli się po niej poruszać. Było to samo centrum antycznego świata. Kolejne miejsce to wspomniane już Colosseum i największe moje zaskoczenie – Kaplica Sykstyńska. Jedno tylko jedno co wtedy nasuwało mi się na myśl, powtarzając tuż za Faustem: „Trwaj chwilo”.

Zieleń nie zawsze oznacza to samo

Nie obyło się bez paru przyziemnych zaskoczeń. To co na mnie zwróciło uwagę na samym początku pobytu, a co może wydać się dziwne to światła drogowe.

Rzym Światło drogowe

Ach te światła

W pobliżu bazyliki świętego Jana na Lateranie jest duże przejście dla pieszych. Ostrzegano mnie, że dla Włochów przepisy nie są rzeczą najważniejszą. Szybko zapaliło się zielone światło, jednak jeszcze szybciej zgasło. Nie zdążyłam wejść nawet na jezdnie ponieważ już było zapalone tradycyjnie pomarańczowe. Pomyślałam, że nie warto przechodzić, bo zaraz będzie czerwone. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy na tym pomarańczowym ruszyli. Okazało się, bowiem, że w Rzymie to pomarańczowe światło jest dla pieszych, jednak na samochody i carabinieri (włoska policja) i tak trzeba było uważać.

Architektura, pranie i coś na ząb

Są takie budowle na świecie jak Wieża Eiffla czy ten rzymski amfiteatr, przy których staniemy i powiemy: „ Myślałem, że to wygląda inaczej”. Wystarczy jednak stanąć już w środku, zamknąć oczy i jak by się słyszało czyszczenie broni, szelest ludzkich głosów, które czekają na zbliżającą się walkę. To naprawdę wraca do nas ze zdwojoną siłą…

Rzym to małe uliczki zwłaszcza na Zatybrzu, gdzie pomiędzy domami rozwieszone są sznury, a na nich suszące się pranie. Czasem warto się zgubić by odkryć prawdziwe oblicze miasta, by ominąć miejsca, gdzie pojawia się „horde turistico” – miejsca najczęściej odwiedzane (Watykan, Schody hiszpańskie, Panteon, Fontanna di Trevi), zobaczyć jak żyje współczesny, codzienny Rzym.

To 6 dni było przeniesieniem się jakby do innego miejsca na ziemi. Codzienna porcja pizzy, której nie je się sztućcami, a kawałki się odrywa. To makaron ze świeżymi pomidorami i parmezanem, jakiego nie dostanie się nigdzie indziej poza Italią. No w końcu trochę włoskiej słodyczy, czyli tiramisu z gorzkim kakao. Dla każdego łasucha równie ważne będą moje ukochane włoskie lody – gelato.

Gelato

Lodowe szaleństwo

Trwa dyskusja skąd wywodzą się włoskie lody. Neapol, Florencja czy Rzym? Konflikt stary jak świat i pewnie nigdy nie do rozstrzygnięcia, ale gelato to poezja. Porcja za 4 euro wystarczy na obiad oraz podwieczorek. To nie tradycyjne lody kręcone jakie znamy w Polsce, ale porcje nakładane kopystkami, i za każdym razem, gdy wchodziłam do lodziarni, czułam się jak małe dziecko wpuszczone do sklepu ze słodyczami. Dwie wielkie lodówki, a żołądek taki mały. Te lody są bajeczne, same rozpływają się w ustach. Trudno mi polecić jedną z najlepszych lodziarni. W Rzymie te najlepsze są podobno dwie. Jedna przy słynnej fontannie „Di Trevi”, a druga tuż obok Panteonu. Ja polecę „Gelato di san Cristino”- dla dociekliwych zapraszam do jej poszukiwań, ale zapewniam, iż trud ten będzie wynagrodzony.

„Na Campo di Fiori kosze oliwek i cytryn, bruk opryskany winem.”

Rzym Campo di Fiori Zdjęcie

Campo di Fiori

Jeśli mowa o smakach i zapachach włoskich to nie można pominąć takiego miejsca jak Campo di Fiori. Tętniące życiem targowisko z wyczuwalnymi w powietrzu zapachami przeróżnych przypraw. To także stragany z kwiatami. Przeróżne kolory i zapachy czynią to miejsce naprawdę wyjątkowym. Tym bardziej, że z tego placu odchodzi wiele małych urokliwych uliczek z licznymi kafejkami, gdzie można przysiąść na filiżankę włoskiego espresso lub frapee. Fascynować się atmosferą tego miejsca lub wsłuchiwać się w odgłosy rozmów, które otaczają nas tu na każdym kroku. Co czyni to miejsce tym bardziej wesołym i wyjątkowym.

Ach ci mężczyźni. W kopalni romantycznych ideałów.

Gdzie kobieta będzie się tak dobrze czuła jeśli nie w Rzymie. Gdzie na ulicy lub w metrze krzyczy ktoś za nią Ciao Bella (witaj piękna). Niektóre koleżanki po codziennych eskapadach wracały z kwiatami od zachwyconych ich urodą Włochów. Jednak włoscy amanci nie pozostają nam dłużni i oprócz romantycznych słówek potrafią być także bardzo szarmanccy.

Takich miejsc w Rzymie jest wiele i tylko czekają aż my je odkryjemy. Najlepiej z zielonym przewodnikiem Michelin w ręce. Testowałam wiele przewodników, ale z grupą ostatecznie oceniliśmy, że to małe cudo rewelacyjnie sprawdza się w Wiecznym Mieście. Mała, zgrabna książeczka, ale wszystko opisuje ze szwajcarską dokładnością.

Więc nie pozostaje nic innego jak polecić by odkryć swój własny Rzym, może ten stary lub zagubiony, ale Na pewno prawdziwy.

 

 
Zobacz też: Przewodnik Michelin po Włoszech