Prolog
W tym roku za cel naszej wyprawy wybrałam Elbę, największą z wysp Archipelagu Toskańskiego. Jej powierzchnia wynosi 224 km² (długość: 29 km, szerokość: 19 km), więc wydawałoby się, że na zwiedzanie wystarczy zaledwie jeden dzień, ale nic bardziej mylnego. Po krętych drogach Elby można się poruszać ze średnią prędkością 20 km/h, a długość dróg naokoło wyspy wynosi 200 km. Łatwo więc policzyć, że sam przejazd, bez zatrzymywania się i zwiedzania wybranych miejsc, zajmie ok. 10 godzin. Oczywiście, można powiedzieć, że w 1 dzień zwiedziło się cała wyspę, ale czy na pewno się zwiedziło, czy tylko objechało bez zatrzymywania lub z zatrzymywaniem na 2-5 minut. Moim zdaniem 7 dni to optymalny czas na poznanie uroczych zakątków Elby, jej pięknych miasteczek i uroczych plaż wszelkiego rodzaju: od piaszczystych w kolorze złota, poprzez piaszczysto-kamieniste w różnych odcieniach, aż po kamieniste czarne. Doprawdy, mimo, że nie zobaczyłam każdej z nich, ich różnorodność mnie zadziwiła. Urocze przy tym jest, iż mniejsze lub większe spłachetki plaż zdominowane są przez kolorowo barwione strome urwiska. Poza tym Elba urzeka czystością morza, urokiem zatok i zielona roślinnością. Położone nad brzegiem małe miejscowości do dziś zachowały swoje tradycje rybackie, zachwycając swoistym kolorytem, a niedostępne skały skutecznie bronią nadal wyspy i do najbardziej dzikich jej obszarów można dotrzeć jedynie drogą morską.

Dzień 1
Chcąc być w porcie na dwie godziny przed odprawą opuszczamy camping w Bibonie o 9:00. Do Piombino dojeżdżamy przed 10:00 i kierujemy się bezpośrednio do portu. Troszkę mam obawy, jak to będzie z tymi wydrukowanymi z komputera biletami, dlatego wolę być wcześniej, aby ewentualnie mieć czas na wymianę biletu na kartę pokładową. Okazuje się to jednak niepotrzebne, wystarczyło przejechanie czytnikiem przez obsługę portową po kodzie kreskowym i zostajemy skierowani na odpowiednie stanowisko, gdzie właśnie odbywa się załadunek samochodów na prom. Trochę zdziwiona jestem, że choć bilet wykupiłam na przeprawę o 12:10 załapaliśmy się na statek wypływający dwie godziny wcześniej. Cieszy mnie to jednak, bo będziemy mieli więcej czasu na zwiedzanie Portoferraio.
Pozostawiając za sobą port w Piombino oraz mijając po drodze kilka małych wysepek Archipelagu Toskańskiego, po 30 minutach podróży coraz wyraźniej widać zarysy odcinku wybrzeża Elby, rozciągającego się od Capo Vita do Nisporto. Wyspa dosłownie tonie w zieleni, a skrawki plaż zdominowane są przez kolorowo barwione klify. Nad całością dominuje Monte Capanne, najwyższy szczyt wyspy o wysokości 1017 m n.p.m.

Wpływamy do Zatoki Portoferraio, gdzie pośród morza zieleni pojawiają się jasne ściany domów. Po godzinnej podróży cumujemy w Portoferraio, stolicy i największym porcie Elby.

Wyjeżdżając z portu kierujemy się w lewo i zatrzymujemy się na dużym parkingu przed supermarketem Coop. Teraz już na nóżkach podążamy z powrotem ku centrum miasta. Zanim jednak wejdziemy w kręte uliczki Starego Miasta odbijamy w lewo i szeroką, wysadzaną drzewami promenadą dochodzimy do plaży Le Ghiaie.

Kamienisto-żwirowa, biała plaża położona jest w pobliżu parku miejskiego, a jej jeden kraniec opiera się o ufortyfikowania Portoferraio, a z drugiej strony o urocze klify Capo Bianco. Mieniąca się różnymi odcieniami błękitu woda wprost zaprasza do kąpieli. Ale nie dla psa kiełbasa… Brak kąpielowych strojów i jakiejkolwiek szmatki, w którą udałoby się wytrzeć uniemożliwia mi realizację tego marzenia i trochę ze smutkiem wracam na Pizza Porta Terra skąd schodami pniemy się ku twierdzy zbudowanej w 1548 r. przez Wielkiego Księcia Toskanii Cosimo de Medici I, od którego imienia miasto zyskało niegdyś nazwę Cosmopolis. Odpuszczamy sobie zwiedzanie fortu i wąską uliczką idziemy dalej podążając za znakami kierującymi do Fortu Falcone oraz Villa dei Mulini – jedno z miejsca pobytu Napoleona Bonaparte na Elbie. Po przekroczeniu jednej z miejskich bram Starówki, podziwiamy usytuowany w najwyższej części miasta Fort Falcone, który był niegdyś najbardziej potężną twierdzą na Elbie i odpierał w przeszłości liczne ataki Saracenów oraz krwawe najazdy piratów.

Skręcając w prawo dochodzimy do Piazzale Napoleone, gdzie znajduje się Villa dei Mulini, w której znajduje się muzeum poświęcone pamiątkom po cesarzu Francji. Kupujemy bilety ( 7 euro od osoby ) i wkraczamy na cesarskie pokoje, Oglądamy stylowe meble z epoki oraz znajdujące się w cesarskiej bibliotece 1000 cennych woluminów pochodzących z Fontainebleau, a następnie wychodzimy pospacerować po niewielkim, aczkolwiek pięknie położonym ogrodzie, skąd rozciąga się widok nie tylko na morze, ale i na położony z jednej strony Fort Falcone i leżącą z drugiej strony latarnię morską i mury Fortu Stella.

Opuszczając miejsce, w którym cesarz spędzał czas na zesłaniu kierujemy się ku górującemu nad Starówką Fortowi Stella, skąd roztacza się wspaniała panorama na Zatokę Portoferraio, domy Starego Miasta, Fort Falcone, willę Mulini, port i bastion Linguella.

Dalej, wąskie i kręte schodkowe uliczki prowadzą nas do uroczych placów otoczonych starymi domami, zdobnymi w arkady i kute z żelaza balkony. Spośród miejsc kultu warto odwiedzić Katedrę Najświętszego Sakramentu, Kościół San Rocco oraz kaplicę Santissima Annunziata.

Opuszczając Stare Miasto przez kolejną z bram dochodzimy do portu jachtowego położonego przy szerokiej promenadzie Giuseppe Mazzini Metteotti, wzdłuż której ciągnie się rząd pomalowanych na pastelowe kolory i zdobnych w zieleń domów. Po lewo widoczna jest bryła Torre di Marcello, potężnego bastionu obronnego Twierdzy Linguella.

Ponieważ wiemy, że twierdza nie jest udostępniona dla turystów, a pozostałości rzymskiej willi niezbyt nas interesują wracamy na Starówkę i szwendamy się jeszcze trochę krętymi uliczkami, odpoczywając na ławeczkach ustawionych przy ocienionych drzewami placykach. Kończąc wędrówkę przysiadamy w jednej z pizzerii, gdzie zaspakajamy głód wspaniała pizzą (6,50 euro bez copperto).

Dochodzi 17:00, gdy wracamy do samochodu i jedziemy w kierunku campingu położonego na przeciwległym brzegu Zatoki Portoferraio. Mimo, że odległość niewielka (ok. 10 km) przejazd zajmuje nam ponad pół godziny. Droga jest wąska, kręta i zapchana samochodami, więc dopiero przed 18:00 meldujemy się w recepcji.

Pilot Eurocampu pokazuje nam namiot, położony na samym końcu najniższego tarasu. Dojazd do namiotu samochodem jest niemożliwy, więc biegamy kilka razy w tę i z powrotem wyładowując bagaże. Do sanitariatów cztery piętra schodami pod górkę. Kranów z wodą przy namiotach brak, co jest sporą niedogodnością przy takim usytuowaniu sanitariatu. Ale nic to… najważniejsze, że pogoda jest piękna a wokół jest cudownie zielono. Ustawione w szeregu namioty oddzielone są od siebie żywopłotem, co daje poczucie intymności. Dokonawszy rozpakowania bagażu z przyjemnością siadamy przy stoliku racząc się powitalnym, schłodzonym w lodówce winem.

Dzień 2
Dzisiejszy dzień postanawiamy spędzić na plaży oraz na poznawaniu campingu. Rano schodzę w dół spacerkiem do campingowego marketu po pieczywo. Kupuję 3 bułki ciabatta po 4 euro za kg oraz bagietkę w cenie 1,10 euro. Bagietka jest wstrętna, o skórce twardej, jak na byku i kluchowatym ośródku, natomiast bułeczki, choć też mają twardą skórkę okazują się całkiem smaczne. Od dziś będę więc kupowała wyłącznie ciabattę.
Śniadanie zjedzone, gary, które małżonek zataszczył mi na górę do zmywalni, umyte i można iść na plażę. Pakuję maty plażowe i ręczniki, ksiązki do czytania – bo nie lubimy tak bezczynnie wylegiwać się na plaży, napoje do picia i małe co nieco w postaci wafelków do przekąszenia, gdybyśmy trochę zgłodnieli.
Wbrew moim obawom droga na plażę nie jest specjalnie uciążliwa. Najpierw schodzimy w dół, do głównej alei campingu, potem łagodnie wyasfaltowaną drogą pod górkę i około 300 metrów utwardzoną, ocienioną drzewami ścieżką. Końcowy odcinek, to zejście z góry schodami na szosę, a następnie z klifu na plażę. Cały spacer zajął nam 15 minut.
Należąca do campingu plaża jest piaszczysto-żwirowa i niezbyt szeroka, ale roztacza się z niej cudowny widok na Zatokę Portoferraio oraz leżące na zamykające ją cyplu miasto Portoferraio, które wczoraj zwiedzaliśmy.

Plaża wyposażona jest w prysznic i kibelek, a w położonym tuż przy niej barze można coś przekąsić lub wypić. Wprost krystalicznie czysta, woda zachęca do kąpieli, ale z racji położenia na południowym boku zatoki i dość wysokiego, klifowego brzegu plaża jest rano zacieniona i promienie słoneczne pojawiają się tu dopiero około 12:00.
Po rozlokowaniu się zaraz wskakuję do wody, a małżonek spaceruje nasłonecznionym brzegiem morza, zbierając kolorowe kamyki, które później wykorzystam do ozdabiania świeczników z pływającymi świeczkami. Woda jest cieplutka i kąpiel daje mi niezwykłą przyjemność. I do tego te cudne widoki na porośnięte zielenią brzegi wyspy, cumujące w zatoce jachciki oraz budynki Portoferraio, Fort Stella i latarnię morską. Na wodnych i słonecznych kąpielach upływa nam szybko czas. Kilka minut po 15:00 zwijamy manatki i wracamy do namiotu na obiad.
Po poobiednim odpoczynku idziemy na spacer po campingu oraz do leżącego na jego terenie Ogrodu Botanicznego Ottone, który jest kompleksem o znaczeniu historycznym. Położony na zboczach wzgórza, w odległości 400 m od morza obfituje w cenne gatunki drzew i roślin. Ogród założony został w 1910 r. przez Giuseppe Garbari, który sprowadził tu wiele gatunków palm z całego świata. Z campingu prowadzi do niego żelazna brama stanowiąca zakończenie głównej alei.

Ogród rozciąga się na powierzchni około 2 hektarów, a szereg ścieżek wiedzie do najstarszego zakątka położonego w jego centralnej części, gdzie stoi jednopiętrowa willa Garbarich, w której aktualnie znajduje się hotel.
Obfitość i różnorodność gatunków palm, kaktusów oraz śródziemnomorskiej roślinności jest naprawdę imponująca. Pod palmami leżą żółte, podobne trochę do mirabelek owoce, które dzieciaki rozłupują kamieniami. Zaintrygowany małżonek podnosi kilka i po ściągnięciu żółtej skórki stwierdza, że są to małe kokoski. Po ich rozłupaniu z wnętrza twardej skorupki wylewa się odrobina mleczka.

Spacer po ogrodzie zabiera nam około godziny. Mimo, że z boku ogrodu jest mała furtka, przez którą przechodząc można dojść do kompleksu campingowych basenów, wychodzimy główną bramą, którą wcześniej weszliśmy i udajemy się na rekonesans campingu.
Położony na wzgórzu camping Rosselba le Palme jest jednym z najbardziej zielonych zakątków wyspy. Znajdujący się tu kompleks basenów z jacuzzi i dwiema zjeżdżalniami sprawia przyjemne wrażenie.

Nieopodal basenów znajduje się duży i ładny plac zabaw dla dzieci nazywany nie bez kozery Wioską Dziecięcą. Dzieciarnia może korzystać tu nie tylko z huśtawek, ślizgawek i drabinek, ale również z akumulatorowych samochodzików, baru dla lalek, małych domków i innych atrakcji pozwalających na dobrą zabawę. Ustawione tarasowo na zboczach wzgórza namioty i mobilhoumy są ustawione w sporych odległościach i dobrze zacienione porastającymi teren drzewami. Sanitariaty, choć zadbane i czyste nie są jednak dość liczne, a grillować można tylko w wyznaczonych do tego celu miejscach. W campingowej pizzerii można zjeść wieczorem bardzo dobrą pizze, a w czynnym od wczesnych godzin rannych barze napić się smakowitej włoskiej kawy, serwowanej w różnych postaciach. Ogólnie, w mojej ocenie camping na 5, a plus dodałabym mu, gdyby jeszcze w pobliżu namiotów znajdowały się krany z wodą.

Dzień 3
Dziś w planie wycieczka po wschodniej części Elby. Wyruszamy ok. 9:00 kierując się ku słynącej z pięknej plaży wiosce Bagnaia. Sama miejscowość nie wydaje mi się jednak zbyt atrakcyjna, a kamienisto-żwirowa brunatna plaża też osobiście mnie nie zachwyca. Ponad miasteczkiem na szczycie jednej z gór widać pochodzącą z XI w. Twierdzę Volterraio, która broniła niegdyś wyspy od najazdu Saracenów i piratów.

Jedziemy dalej w kierunku Rio nell`Elba. Mimo, że na wybrzeżu było piękna, słoneczna pogoda im dalej zagłębiamy się w góry, tym bardziej robi się pochmurno zaczynamy się obawiać, czy za chwilę nie złapie nas ulewa. Mimo zamglenia podziwiamy jednak z góry wspaniałe widoki rozciągające się na leżącą w dole wioskę Bagnaia oraz Zatokę Portoferraio i znajdującą się na czubku cypla stolicę Elby.
Po około 40 minutach jazdy docieramy do Rio nell`Elba, jednej z najstarszych górskich miejscowości na Elbie. Położona jest ona na szczycie wzgórza na wysokości 180 m n.p.m. i jak większości miejscowości we wschodniej części wybrzeża, dominują tu tradycje górnicze. W średniowieczu i renesansie miasteczko ze względu na zasobne złoża żelaza, kwarcu i marmuru słynęło z bogactwa. Miasto otoczone było niegdyś murami, więc przechadzać się krętymi, wąskimi uliczkami Starego Miasta nie trudno dostrzec pozostałości barbakanu.

Parkujemy przy głównej drodze na bezpłatnym parkingu położonym, tuż obok starych publicznych pralni zasilanych z doprowadzających wodę podziemnych kanałów. Po zwiedzeniu tego obiektu i po minięciu parku zdrojowego oraz dostarczającej niegdyś wodę do miasta fontanny „Pięć ust”, wędrujemy wąskimi uliczkami do historycznego centrum.

Podejście pod górę ułatwiają kamienne schodki, a po drodze zachwycamy się starymi, kamiennymi domami ozdobionymi kwiatami i zielenią. Przy głównym placu wioski stoi XIV-wieczny kościół p.w. św. Jakuba i Querica, zachwycający barokowym wystrojem wnętrza. Nieco dalej stoi XVII-wieczny kościół Wszechmogącego z pięknym kolumnowym portykiem i starym obrazem Trójcy Świętej. Z góry roztacza się widok na dachy położonych na zboczu domów oraz stojący w dolinie poniżej miasta ostatni z 20 starych młynów. Muzeum Minerałów zamknięte, więc choć bardzo chciałam nie udaje mi się obejrzeć znajdujących się w jego zbiorach eksponatów, pochodzących ze wszystkich kopalń Elby.
Kilka kilometrów za Rio nell`Elba, podążając w kierunku Nisporto, zatrzymujemy się przy drodze prowadzącej do XVI-wiecznego sanktuarium Santa Caterina, będącego szczególnym miejscem kultu na wyspie. Z niewielkiego, położonego przy drodze parkingu trzeba przejść ok. 500 m wysadzaną cyprysami i tujami ścieżką do kamiennego, starego kościółka, przed którym stoi dziwna, ułożona z polnych kamieni wąska piramida.
Kościółek jest zamknięty, więc oglądamy tylko jego wnętrze przez pozbawione szyb okno, znajdujące się po prawej stronie drzwi. Gdy wracamy do samochodu, w połowie drogi spotykamy jadącego na motorze Włocha, który pyta nas, czy nie chcemy zwiedzić wnętrza sanktuarium. Nie chce się nam jednak wracać i dziękujemy.

Kolejny przystanek w Nisporto. Ta mała, mająca typowo wypoczynkowy charakter miejscowość urzeka swoim umiejscowieniem w pięknej zatoczce z kamienistą plażą, otoczonej porośniętym lasami klifowym brzegiem.
Poprzez zielone tereny Parku Narodowego Dell`Archipelago Toscano przejeżdżamy teraz do miejscowości Cavo, położonej na wysuniętym najbardziej na północ Przylądku Della Vita. Jest to mała, spokojna miejscowość nadmorska wyposażona w port jachtowy oraz stanowiska dla promów. Tu również docierają wypływające z Piombino statki Moby Lines i Torremare. Przy szerokiej, nabrzeżnej promenadzie ładna piaszczysta plaża ze żwirową linią brzegową. Na tle otaczającej miejscowość bujnej śródziemnomorskiej roślinności dobrze prezentuje się stare Mauzoleum Tonietti, przypominające o górniczej przeszłości miasteczka. Kaplica grobowa zaprojektowane została przez architekta Gino Coppede na zlecenie rodziny Tonietti, która jako pierwsza otrzymała licencję na wydobywanie rudy żelaza na Elbie.

Nieco na zachód od Cavo leży piaszczysto-żwirowa plaża San Bennato, która ciągnie się aż do Capo Castello, gdzie znajdują się pozostałości rzymskich willi z I w. Ze względu na szczególną budowy terenu, piasek na większości plaż w tej części wyspy jest zmieszany z kurzem mineralnych, który nadając mu blasku czyni je prawdziwym skarbem przyrody. We wschodniej, ograniczonej zielonym cyplem części zatoki plaża robi się coraz bardziej dzika i kamienista, ale nie mniej jednak ładnie wygląda na tle niebieskiej wody i zielonych wzgórz.
Drogą prowadzącą poprzez czerwonawe zbocza wschodniego wybrzeża Elby, podziwiając po drodze plażę Topinetti, dojeżdżamy do Rio Marina, które już z daleka wita nas sześciokątnej wieży. Zbudowana została ona w 1543 r. przez księcia Piombino Jamesa V Appian w celu obrony miasta od strony morza. Znajdująca się na szczycie część z zegarem dodana została pod koniec XIX w. dla uczczenia obchodów założenia Rio Marina.

Miasto Rio Marina długo uważane było za ekonomiczny kapitał Elby, gdyż rozwijało się tu zarówno górnictwo, jak i turystyka. Pozostałością dawnej świetności są domy i ulice błyszczące drobnymi płatkami kryształów hematytu. Zalety miejscowości doceniali dawniej patrycjusze rzymscy, o czym świadczą pozostałości luksusowych willi na Capo Castle, które zostały zbudowane na opadających ku morzu tarasach. Obecnie na Capo Castle stoi zbudowana na przełomie XIX i XX wieku rezydencja zamożnej rodziny Riese. W mieście na uwagę zasługuje zbudowany w 1570 r. kościół San Rocco oraz położone w porcie stare magazyny spółki górniczej. W budynku Prezydium leżącym po drodze do starej kopalni znajduje się Muzeum Minerałów, ze zbiorami 700 pięknych i rzadkich okazów. Niestety sjesta uniemożliwia nam jego zwiedzenie :(
Na południe od miasta, na małej wysepce Ortano położona jest plaża o tej samej nazwie. Wysepka również ma górniczą przeszłość, gdyż wydobywano tu piryt służący do produkcji kwasu siarkowego. Podczas odpływu wyspa połączona jest z lądem.
Dwa kilometry od Rio Marina leży niewielka wioska Villaggio Togliatti. Dalej w kierunku południowo-zachodnim, w niewielkiej odległości od siebie położone są stare kopalnie, gdzie wydobywano piryt, hematyt i magnetyt.
Od głównej drodze prowadzącej z Rio Marina do Porto Azzurro dojechać można do plaż: Barbarossa oraz Reale. Decydujemy się na zobaczenie Reale. Niewielką piaszczysto-żwirową plażę otaczają prześliczne skałki, zamykające mała zatokę. Surowość skalnego brzegu w połączeniu z soczystą porastającą okolicę zielenią oraz błękitem morza daje niezapomniane wrażenie. Nie mogę się napatrzeć i chętnie zostałabym tu na dłużej. Ale przed nami jeszcze trochę zwiedzania.

Tuż przed samym Porto Azzurro skręcamy w prawo, żeby zobaczyć jedno z najpiękniejszych miejsc na Elbie, jakim jest Sanktuarium Montserrat. Założone zostało ono w 1606 r. przez pierwszego hiszpańskiego gubernatora Jose Ponsa, który był gorącym wielbicielem Czarnej Madonny, której ośrodek kultu znajduje się w katalońskim Montserrat.
Droga jest bardzo źle oznaczona i tylko mały, prawie przewrócony znak informuje o tym, że trzeba skręcić, aby dojechać do kościółka. Zauważam go w ostatniej chwili i zawracamy przejeżdżając za skrzyżowanie.
Prowadząca do Montserrat droga kończy się nagle przemieniając w wąską, szutrową ścieżkę. Dalej, choć nie ma zakazu jazdy, nie da się jechać. Nie ma też gdzie zaparkować samochodu. Ustawiamy się po lewej stronie drogi, tuż za stojącymi już samochodami i pniemy się kamienistą drogą pod górę. Sanktuarium znajduje się na szczycie wzgórza w otoczeniu pięknego niemal mistycznego krajobrazu. Po drodze mijamy biało-niebieskie stacje drogi krzyżowej przytwierdzone do litej skały. Po półgodzinnej wędrówce docieramy do niewielkiego kamiennego kościółka, który niestety okazuje się zamknięty. No tak… oczywiście jest sjesta i wnętrze można zwiedzać dopiero od 16:00. Spoglądam na zegarek. Jest dopiero 15:10 i szkoda nam tracić czas na czekanie. Oglądamy więc tylko Oratorium Najświętszego Serca Maryi, znajdujące się na placu przed Sanktuarium, które pobudowane zostało w 1727 r. na grobie kolejnego gubernatora Don Diego de Alcorna oraz podziwiamy roztaczający się ze wzgórza piękny widok na okolicę.

Wracamy do samochodu i jedziemy do Porto Azzuro, miasta które zostało założone w 1603 r. przez króla Hiszpanii Filipa IIII. Od stuleci integralną częścią miasta stanowiły trzy forty: Fort Focardo, Fort San Giacomo i Fort Longone. Od tego ostatniego wywodzi się używana do 1947 r. nazwa miasta. Która jednak została zmieniona, ponieważ wywoływała złe skojarzenia ze znajdującym się w forcie więzieniem. Fort Langone założony został przez Hiszpanów do obrony przed Francuzami, a następnie służył jako twierdza księciu Piombino. Gdy sytuacja ustabilizowała się u podnóża fortu zaczęła powstawać mała wioska rybacka, która wkrótce rozrosła się w spore miasto.
Zatrzymujemy się na parkingu tuż przy porcie, skąd zaledwie kilka kroków jest to centro storico (1 euro/h). Przekraczamy główną ulicę i zagłębiamy się w zaułki Starego Miasta z domami o blado-różowym i piaskowym kolorze.

Po kilkunastominutowym spacerze wychodzimy na nabrzeżną promenadę, przy której położony jest port jachtowy i żwirowa plaża miejska. Wędrujemy nią prawie aż do końca cypelka, na szczycie którego położony jest Fort Longone. Na przeciwległym, zamykającym zatokę cyplu widać stąd doskonale drugi zbudowany przez Hiszpanów Fort Focardo. Wracamy na główny plac miasta i w jednej z licznych tawern zjadamy pyszne gnocchi z roztopionym masłem i świeżo startym parmezanem ( 6,40 euro za porcję ).

Jedziemy dalej w kierunku Capolivieri, mijając po drodze Jezioro Terranera, którego jasnozielone, siarkowe wody ostro kontrastują z błękitem morza i bielą piaszczystej plaży, skrzącej się od błyszczących minerałów. Choć jezioro oddalone jest zaledwie kilka metrów od brzegu morskiego, jednakże jest ono sztucznym zbiornikiem powstałym po kopalnianych wyrobiskach.
Trzy kilometry od Porto Azzurro leży miejscowość Naregno, której plaża jest prawdziwym skarbem natury, cenną perłą zamkniętą w muszli. Wody są tu bezpieczne, a piaszczysta plaża połączona ze żwirową linią brzegową zaprasza na przyjemne spacery. W miejscowości usytuowana jest latarnia morska Focardo Forte. Z plaży roztacza się piękny widok na Porto Azzurro położone w północnej części Zatoki i Fort Focarde.

Dojeżdżamy do Capolivieri, które jest małym miastem spoczywającym na skalistym wzgórzu na wysokości 413 m n.p.m. Nazwa miasta oznacza Wzgórze Wolności, a jego historia sięga czasów rzymskich, kiedy to po przybyciu na wzgórze mogli korzystać z wolności dłużnicy i przestępcy. Ślad po osadzie rzymskiej pozostał w starożytnej nekropolii położonej poniżej dzisiejszego miasta. Za czasów panowania pisańskiego Capolivieri stało się głównym miastem Elby, podzielonym na cztery odrębne dzielnice: Fosso, Torre, Fortezza i Baluardo. Wąskie, malownicze uliczki kryją w sobie urocze zaułki, łukowate przejścia i kręte schodki. W sklepikach można zaopatrzyć się w lokalne produkty, a w tawernach popróbować przysmaków tradycyjnej kuchni. Stare centrum skupia się wokół Piazza Mateotti oraz Via Roma.

Niestety jesteśmy już tak zmęczeni, że nasze zwiedzanie ogranicza się o króciutkiego spaceru, czego żałuję, bo po tym, gdy przeczytałam opis Contiego, uważam, że warto byłoby tam troszkę połazić. Ale starość ma swoje prawa i 9-cio godzinnej podróży mamy prawo być już zmęczeni.
Kilkanaście kilometrów dalej za Capolivieri znajdują się przepiękne wydmy, wspaniałe piaszczyste plaże oraz bajecznie piękne zatoki. Na południe od miasta, na Przylądku Magnet, leżą plaże: Marcone, Pareti oraz Innamorata. Trzy kilometry od miasta leży niewielka plaża Marcone, która szczególnie atrakcyjna jest w maju i czerwcu, kiedy jej brzegi pokryte są pachnącymi, kolorowymi kwiatami.

Położona między Morcone i Innamorata plaża Pareti to prawdziwa oaza spokoju, całkowicie otoczona przez sosny i drzewa eukaliptusowe, kolczaste gruszki, palmy i agawy.

W romantycznej Zatoczce Innamorata rozkoszować się można krystalicznie czystą wodą oraz widokiem na małe wysepki Gemini. Z zakątkiem tym związana jest legenda o kochankach Marii i Lorenzo. Gdy Lorenzo został pojmany i uprowadzony przez piratów, jego ukochana rzuciła się ze skały do morza, gdzie pochłonęły ją fale. Jako ślad po niej pozostał porzucony na urwisku szal, który widoczny jest do dziś na kamiennym zboczu plaży. Co roku, 14 lipca, można oglądać tu związane z legendą wspaniałe widowisko. Ponad 100 postaci ubranych w XVI-wieczne stroje podąża uliczkami miasteczka oraz plażą w spektakularnej procesji ze świecami. My oglądamy wyłącznie wszystkie trzy plaże z góry. Mimo późnej pory, bo dochodzi 18:00, przy Innamorata jest takie zagęszczenie samochodów, że zaparkowanie okazuje się niemożliwe.

Strzelam więc tylko kilka fotek i wracamy do domu, czyli na camping Rosselba le Palm. Na campingu jesteśmy po 19:00. Przejechanie 98 km i odwiedzenie kliku miejsc zabrało nam ponad 10 godzin, więc w duchu dziwię się, że ktoś mi mówił, iż cała wyspę można zwiedzić w jeden dzień.

Dzień 4
Rano spacer w dół do sklepu po bułeczki i jogging pod górkę z zakupami. Może dobrze mi to zrobi na stare lata:) Mąż jeszcze śpi, więc robię sobie kawę i zasiadam przed namiotem z książką. Nie ma pośpiechu, bo dzisiejszy dzień zapowiada się na lenistwie. W planach zwiedzanie letniej rezydencji La Villa Demidorf w San Martino oraz wylegiwanie się na plaży Biadola i Scaligieri.
Wyjeżdżamy około 10:00 zatrzymując się po drodze w Magazzini, i Therme San Giovanni. Na mapie plaż Elby wioska Magazzini zaliczana jest do miejsc słynących z pięknych plaż. Rzeczywistość okazuje się brutalna. Zatoka i owszem urocza, ale plaża okropna. Cała pokryta jest liśćmi wyrzuconych na brzeg i wyschniętych wodorostów. Nawet, gdyby mi dopłacono nie chciałabym tu leżeć.

Słynące z wód termalnych oraz kąpieli błotnych San Giovanni też nie wywiera na mnie pozytywnego wrażenia. Niezbyt zadbany, niewielki, zaniedbany park otaczający pozbawiony stylu, parterowy, żółty budynek Domu Zdrojowego. Obok szare baseny, z których pobierane jest błoto do leczniczych kąpieli. Ale mam nadzieję, że same kąpiele czynią prawdziwe cuda.

Następny przystanek to San Martino – letnia rezydencja zesłanego na Elbę cesarza Francji (parking 2 euro bez ograniczeń czasowych, wstęp 7 euro od osoby).

Gdy Napoleon został deportowany na Elbę obiekt składał się z dwóch pawilonów, jednak z czasem został rozbudowany. Powstała sala balowa, pokój egipski, apartamenty cesarza oraz apartamenty jego żony Marii Luizy. Zwiedzamy najpierw parter, gdzie umieszczone są pamiątki z epoki: medale, pamiętniki, manuskrypty, akwarele. Zachwycają mnie XVIII-wieczne miniatury przedstawiające otoczenie willi. Obrazy są tak wystylizowane, że oddają najmniejsze detale z fotograficzną dokładnością. Na niektóre nie mogę się napatrzeć i czuję się źle, że zabronione jest fotografowanie i nie mogę tego uwidocznić na zdjęciu. Malujący willę i otaczającą ją ogród artysta wystylizował każdy listek na drzewie, każde załamanie światła. Coś zachwycającego.
Na pierwszym piętrze już można fotografować, więc uwieczniam na zdjęciach znajdującą się w rezydencji kuchnię, sypialnię cesarza, pokój Marii Luizy oraz słynny pokój egipski, na środku którego rosną papirusy.

Ciekawie wyglądają stylizowane na draperię ściany, które są zwyczajnym malunkiem wspaniale naśladującym tkaninę.

Otaczający willę Demidorf park jest trochę zaniedbany. Porównanie go z obiektami we Francji wypada zdecydowanie negatywnie. Roślinność z braku wody przysycha, a wszystko porastają chwasty. Trochę żal, bo mogłoby być tu uroczo.
Po kilkunastu minutach, zatrzymując się po drodze przy Punta degli Skarpelini, dojeżdżamy do jednej z najbardziej malowniczych plaż Elby, jaką jest Biadola. Na przestrzeni 600 m, w otoczeniu śródziemnomorskiej makii rozciąga się tu drobnoziarnisty biały piasek. Dno morskie łagodnie schodzi w głąb morza, co sprawia, że plaża jest idealna dla dzieci. Przy plaży jest mnóstwo barów, restauracji, prywatnych pensjonatów i hoteli. Plaża idealna jest do jazdy na nartach wodnych, nurkowania i windsurfingu. Pomimo tego, iż zaczęło się chmurzyć na plaży spędziliśmy ok. 3 godzin, rozkoszując się czystą wodą i złocistym piaskiem.

Następnie prowadzącą przez skały ścieżką przeszliśmy do sąsiedniej plaży Scaligieri. Jest ona mniejsza niż Biadola jednak równi piękna i chętnie odwiedzana. Dno morskie, podobnie jak w Biadola, opada tu łagodnie, a złocisty, drobny piasek zaprasza do plażowania.

Nie rozkładamy się tu jednak na dłużej i przed 16:00 wracamy z powrotem na camping.

Dzień 5
Na dzisiejszy dzień zaplanowana jest wycieczka po środkowej części Elby. Chcemy zwiedzić Procchio, Marciana Marina, Sant Ilario, San Piero il Campo, Marina di Campo, Campo nell`Elba oraz plaże: Colle di Palombaia i Lacona. Wyruszamy więc zaraz po śniadaniu ok. 9:00.
Pierwszy przystanek w Procchio, znanym w starożytności jako Cervinia, które szczyci się piękną, najdłuższą i najlepiej wyposażoną na Elbie piaszczystej plaży. W dawnych czasach był to ważny ośrodek wydobywania rudy żelaza i miedzi, o czym świadczą znaleziska archeologiczne, wśród których nadal doskonale zachowany pozostaje piec do wytapiania rud oraz rzymski statek z cennym ładunkiem amfor. Z antycznych czasów zachowała się też położona w pobliżu etruska twierdza Monte Castello Procchio, która wykorzystywana była później przez Rzymian.

Zaledwie jednak zdołaliśmy wysiąść z samochodu i dojść do centrum miasteczka złapała nas ulewna burza, którą przeczekaliśmy w zadaszonym pasażu, pełnym restauracji, sklepików i barów. Gdy przestał padać przeszli na plażę wiodącym nad morze drogą przeznaczoną wyłącznie dla pieszych. Leżąca w dość rozległej zatoce plaża jest faktycznie piaszczysta i długa. Szkoda tylko, że ulewny deszcz wygonił wszystkich plażowiczów.

Jedziemy dalej mijając położone na prawo od głównej drogi małe miasteczko Redinoce, które słynie z piaszczystej plaży, będącej w rzeczywistości działalnością człowieka. Obszar pomiędzy skałami został tu przysypany piaskiem i w ten sposób powstało ok. 100 m piaszczystej plaży. Z plaży roztaczają się piękne, zapierające dech w piersiach widoki na Zatokę Procchio, małą wyspę Paolinę i Przyladek Enfola. Ciche zatoczki z krystalicznie czystą wodą oraz łagodnie opadające dno morskie zachęcają do kąpieli. Jak głosi legenda w jednej z tych zatoczek, przy skale Rock Pauline lubiła kąpać się siostra Napoleona. Niestety, przy plaży Redinoce brak miejsca do zatrzymania, więc wysepkę Paolinę podziwiamy z położonego trochę dalej punktu widokowego.

Po ok. 5 minutach dojeżdżamy do Marciana Marina, które jest najmniejszym z miasteczek regionalnych Elby. Stolica regionu powstała tu pod koniec XIX w. na zrębach rybackiej wioski Cotone, kiedy górskie miasteczko Marciana zaczęło tracić na znaczeniu. W XVI w. w celu obrony osady przed Saracenami i piratami Cosimo I Medici nakazał zbudowanie na wybrzeżu wieży obronnej, która do dziś jest symbolem miasta. W XVIII w. osada nabrała znaczenia handlowego, gdyż zaczęto stąd odprawiać wysyłane do Włoch i Europy towary.

Parkujemy w samym centrum (1 euro/h) i podążamy w kierunku wybrzeża. Wąskie i małe uliczki cieszą barwą pastelowych ścian domostw. Linia brzegowa ozdobiona rzędami tamaryszku zachęca do spacerów nadmorską promenadą. Wzdłuż ładnej nabrzeżnej promenady ciągnie się rząd kolorowych, mieniących się pastelowymi barwami domków. Stare domostwa o różowych, żółtych i piaskowych kolorach wznoszą się też na granitowej, porośniętej zielenią skale, zamykającej zatokę od wschodu. Wyciągnięte na brzeg, stojące przed domami rybackie łodzie nadają miejscowości swoistego kolorytu. Punktem centralnym jest plac przy głównej promenadzie, gdzie stoi kościół Santa Chiara. Warte zobaczenia są też małe kapliczki zbudowane przez rybaków.

Piaszczysto-żwirowa plaża we wschodniej części zatoki, zmienia się w żwirową, a następnie pokrytą czarnymi, dużymi jak zaciśnięta pięść kamykami. Dochodzimy do okrągłej wieży obronnej i wracamy do samochodu.

W górzystej okolicy pomiędzy Marciana Marina a Marina di Campo położona jest wioska Sant Ilario z XII-wiecznym, największym na wyspie kościołem. Zbudowany w stylu romańskim posiada on pięciokątną dzwonnicę oraz barokową fasadę. Spacer pełnymi zieleni i kwiatów uliczkami wioski, to prawdziwa przyjemność. W pobliżu wioski znajduję się wieża obronna San Giovanni, wybudowana przez Pisańczyków z ogromnych, granitowych głazów.

Nieco dalej, na zboczach granitowej góry Capanne na wysokości 227 m n.p.m. leży wieś San Piero in Campo. Jest to typowa górska wioska ze starymi domostwami, XII-wieczną twierdzą pizańską oraz kościołem San Nicole, wybudowanym w VII w. na pozostałościach rzymskiej świątyni. Wnętrze kościoła zachwyca starymi freskami pochodzącymi z XV i XVI w.

Z położonej obok twierdzy Pizza Belvedere podziwiać można wspaniały widok na położone na wybrzeżu Marina di Campo i leżące w pobliżu Campo nell`Elba oraz na położone wyżej San Ilario i szczyt Monte Capanne.

Trochę zgłodnieliśmy, więc przysiadamy w małym barze. Mąż zamawia spaghetti al tonno (7,20 euro), a ja toskańską zupę cebulową (4,50 euro). Pokrzepieni wracamy do samochodu i kontynuujemy podróż.
Serpentynami zjeżdżamy na wybrzeże do położonej w szerokiej i piaszczystej zatoce Marina di Campo, która jest dziś jednym z najczęściej odwiedzanych w sezonie letnim miejsc na Elbie. Wznosząca się na zachodnim krańcu zatoki cylindryczna wieża św. Jana, zbudowana została w XI w. w celu obrony wyspy przed piratami. Tuż obok znajduje się kościół San Giovanni In Campo zbudowany w 1298 r. W okolicach znaleziono też wiele wykopalisk archeologicznych potwierdzających istnienie starożytnej osady. Dziś miasteczko posiada znakomitą bazę hotelową oraz słynie z najdłuższej na wyspie plaży.

Nieco dalej, po środku półkolistej zatoki, leży Campo nell`Elba, miasto będące stolicą regionu. Miejscem najbardziej charakterystycznym jest tu Plac św. Piotra skąd roztacza się widok na położone poniżej Marina di Campo oraz Wyspę Pianosa. Od wzniesionej na zachodnim cyplu zatoki obronnej wieży Torre di San Giovanni prowadzi do niego główna ulica Starego Miasta – Via Giovanni da Verrazzano Bellavista. Warto przejść się uliczkami Starego Miasta, zwiedzając romański kościół San Mamiliano oraz trójnawowy kościół parafialny św. Hilarego.
Mimo panującej ciasnoty udaje nam się znaleźć wolne miejsce tuż przy porcie (1,50 euro/h ) i udajemy się na zwiedzanie zagłębiając się w uliczki Campo nell`Elba.

Odwiedzamy kościół św. Mamiliano, który został założony przed tysiącem lat i jest poświęcony jednemu z najbardziej czczonych świętych w archipelagu Wysp Toskańskich. Według legendy święty ten żył jako pustelnik na wyspie Monte Christo i zginął w 460 r. podczas barbarzyńskiego najazdu. Żeglarze, którzy przybyli później na wyspę zabrali rozczłonkowane ciało, którego szczątki przechowywane obecnie jako relikwie. Na kościół św. Hilarego nie natrafiamy, ale trzeba powiedzieć, że i specjalnie nie przykładaliśmy się do jego szukania.
Kierujemy się w kierunku wybrzeża i po paru minutach dochodzimy do nadmorskiej promenady, wzdłuż której ciągnie się szeroka, piaszczysta plaża.

Po drodze w jednej z licznych lodziarni fundujemy sobie po porcji lodów. 1 łopatka kosztuje 1,8 euro, a 2 łopatki 2,2 euro. Różnica w cenie jest niewielka, a lody kuszą swoim wyglądem, więc kupuję po dwie łopatki, czego później żałuję, bo w gorącym słońcu lody szybko się topią i nie nadążamy z ich lizaniem.
Dochodząc do samochodu zastanawiamy się, czy warto wspiąć się na szczyt cypla, gdzie stoi wieża św. Jana, ale rezygnujemy, uznając, że wystarczy, jak oglądamy ją z daleka.
W drodze powrotnej na camping zatrzymujemy się jeszcze w kilku punktach widokowych, żeby podziwiać urocze plaże: Ponza, Cole di Palombaia i Lacona. Każda z nich jest inna. Ponza ciemna, kamienisto-żwirowa, Palombaia wąska i trudno dostępna, a położona w otoczeniu wydm, okolona przez dwa zielone cyple Lacona rozległa i piaszczysta.

Dzień 6
Słoneczko cudnie świeci od samego rana, zasadny więc będzie wypoczynek na plaży. Nie chcemy jednak ograniczać się do tej położonej przy campingu, dlatego dajemy sobie wybór pomiędzy Viticcio, Emfola, Capo Bianco lub Paduellą. Zobaczymy, która nam się spodoba.
Zaczynamy od Przylądka Enfola, który charakteryzuje się niezwykła urodą. Wybrzeże jest tu wysokie i skaliste przerywane przez piaszczyste i żwirowe białe plaże. Teren porastają niezliczone ilości aloesów, oleandrów, figowców, drzewek eukaliptusowych i innych roślin ciepłolubnych. Krystalicznie czysta woda, urocze zatoczki i imponująca sieć górskich ścieżek oraz zapierające dech w piersiach widoki sprawiają, że przylądek jest chętnie odwiedzany przez turystów.

Po półgodzinnej jeździe zatrzymujemy się w położonym na krańcu cyplu, małym miasteczku Enfola. Choć zatoczka jest urocza, ciemna kamienista plaża nie bardzo nam odpowiada. Nie zadawala nas również plaża w leżącym na przeciwległym brzegu zatoki Viticcio. Opuszczamy więc przylądek i kierujemy się na Capo Bianco.

Prowadząca na plażę droga kończy się dużym, prywatnym parkingiem. Stojący przy wjeździe mężczyzna, pyta nas, jak długo zamierzamy się zatrzymać. Wstępnie decydujemy się na 3 godziny, za co płacimy 3 euro. Wysiadamy z samochodu i kierujemy się ku położonej w dole plaży, do której prowadzą 40 m schody. Na dole schodów niewielki bar oraz wypożyczalnia leżaków i parasoli. Plaża jest urocza. Choć nie jest szeroka i rozległa (ma ok. 350 m długości) prześlicznie prezentuje się w otoczeniu białych, stromych klifów. Tego samego koloru żwir pięknie prezentuje się na tle turkusowej, krystalicznie czystej wody, zwiększając jej przejrzystość, a kamieniste dno morskie powoduje zachwycające refleksy świetlne.

Po rozłożeniu mat plażowych i ręczników zanurzam się cieplutkiej wodzie. Potem kilkanaście minut kąpieli słonecznej i znowu do wody. Czas upływa szybko i plaża zaczyna coraz bardziej zapełniać się ludźmi. Około południa robi się prawdziwy tłok. Na niewielkim skrawu lądu jest niemal tylu plażowiczów, co kamieni.
Plażowanie kończymy przed 15:00 przekraczając czas o ponad godzinę. Gotowi jesteśmy zrobić dopłatę za parking, ale sympatyczny Włoch macha tylko ręką i nie chce wziąć pieniędzy.
Choć planowaliśmy jeszcze zobaczyć plażę Paduella, do której można dojść z tego samego parkingu kierując się wiodącą w dół drogą, rezygnujemy, bo trochę nam głupio zostawiać samochód, jeśli nie chcą, żebyśmy dopłacili za parkowanie. Wsiadamy więc do samochodu i wracamy na camping.

Dzień 7
Dzisiaj zwiedzamy zachodnią część Elby. Śniadanie zjadamy wcześniej i 9:00 ruszamy w drogę. Jedziemy w kierunku Marciana Marina mijając miasteczka Biodola i Procchio, które już widzieliśmy. Na krótko zatrzymujemy się w oznaczonym punkcie widokowym, skąd oglądamy małą, kamienistą plażę Le Spizze. Z Marciana Marina, którą też już zwiedziliśmy, jedziemy drogą prowadzącą do położonych w górach miasteczek: Poggio oraz Marciana.
Leżące na wzgórzu, w otoczeniu kasztanowców, starożytne miasteczko Poggio słynie z uzdrowiskowej wody pochodzącej ze „Źródeł Napoleona”.

Parkujemy na krańcu miasteczka (parking bezpłatny) i wędrujemy pod górę wąskimi, brukowanymi kamieniami uliczkami. Pomalowane na różowo, żółto i pomarańczowo domy ozdabiają donice z kwiatami i zieloną roślinnością. Na głównym placu miasta, tuż obok kościoła św. Mikołaja, stoi żeliwna fontanna z misą z miejscowego granitu. Z zewnątrz wygląda on bardzo surowo, ale jego wnętrze urzeka bielą ścian. Z placu rozciąga się prześliczny widok na leżącą na przeciwległym wzgórzu Marcianę oraz położoną nad morzem Marcianę Marinę. Spacerujemy jeszcze kilka minut plątaniną uliczek i po okrążeniu całego miasteczka wracamy do samochodu.

Jadąc do Marciany mijamy ścieżkę prowadzącą do Pustelni San Carbone, z którą związana jest legenda o spotkaniu Napoleona z Marią Walewską. Miałam ochotę odwiedzić to miejsce, ale nie ma gdzie zostawić samochodu. Trochę dalej jest, przy źródełku z wodą jest, co prawda mała zatoczka, ale zapełniona samochodami. Spory parking znajduje się w okolicach stacji kolejki gondolowej na Monte Caponne, ale nie chce się nam wracać.
Położona na wysokości 375 m n.p.m. górska wioska Marciana jest jedną z najbardziej antycznych miejscowości na Elbie. Rozwinęła się ona pod rządami rodu Appiani, którzy wznieśli tu w XII w. twierdzę obronną o kształcie czworoboku. Do dziś miasto emanuje starożytną atmosferą, jaka stwarzają bramy wjazdowe, wąskie, kręte i pełne schodków uliczki oraz stare domy z żelaznymi okuciami balkonów ozdobione zielenią i kwiatami.

Znowu parkujemy na krańcu miejscowości, ale tym razem parking nie jest bezpłatny, więc kupujemy bilet na 2 godziny (1 euro). Nie lubię parkomatów, bo stanowią one ograniczenie czasowe. Trudno jest wcześniej przewidzieć ile czasu zajmie człowiekowi zwiedzanie. Nieraz bywa tak, że trzeba biegiem wracać do samochodu, aby dokupić dodatkowy czas, a kiedy indziej na zwiedzanie wystarczyłaby tylko połowa wykupionego czasu. Ponieważ jednak chcemy jeszcze zobaczyć inne miejsca na zachodzie wyspy, uznaję, że dwie godziny spaceru po Marciana powinny wystarczyć.
Miasteczko ma swój klimat i przyjemnie spaceruje się jego wąskimi uliczkami. Oprócz pisańskiej twierdzy w Marciana warto zwrócić uwagę na zbudowany w XVII w. kościół Santa Caterina, w którym znajduje się chrzcielnica z 1435 r., pochodzący z XII w. kościół San Liberio oraz dom rodu Appiani.

W okolicy znajduje się też Sanktuarium Madonna del Monte (Matki Bożej z Gór). Malowniczo położony w górskim ustroniu, otoczony drzewami kasztanowymi kościół wybudowany został na przełomie XIII i XIV w. z granitowych bloków. Z tego okresu pochodzi też umieszczony w głównym ołtarzu, namalowany na granitowej płycie wizerunek Najświętszej Marii Panny. Sanktuarium przebudowane zostało w XVI w., a znalezione tu niedawno obrazy przypisywane są Sodomie. Niestety nie wiemy ile czasu może zająć nam wędrówka do sanktuarium, bo przewodnik zapewnia tylko, że wiedzie do niego wygodna, choć kamienista droga, dlatego wkraczając na ocienioną drzewami ścieżkę wycofujemy się po przejściu kilkunastu kroków. Jeszcze raz zagłębiamy się plątaninę uliczek. Tym razem jednak nasza droga wiedzie w dół. Kamienne murki i ściany domów ozdabiają oryginalne tabliczki z nazwami ulic.

Mały, szumnie nazywany Parkiem Zdrojowym, ogród jest nieco zaniedbany, a roślinki są wyschnięte od słońca. Z tarasu leżącego z boku kościoła św. Katarzyny podziwiamy raz jeszcze wspaniała panoramę na Poggio, szczyt Monte Cappane i leżącą w dole Marcianę Marinę.

Po ponad godzinnym spacerze wracamy do samochodu i jedziemy dalej w kierunku Przylądka Sant Andrea mijając po drodze uroczą Zatokę La Cala.

Droga wzdłuż zachodniego wybrzeża wiedzie zawieszonymi nad brzegiem skalnymi tarasami. Zbocza gór porastają tu winnice, a po prawej stronie podziwiać można zapierające dech w piersiach widoki na morze, śliczne liczne zatoczki i plaże. Przylądek Sant Andrea nie przez przypadek został wybrany przez Etrusków na miejsce osiedlenia. Jego geomorfologiczna budowa oraz niepowtarzalne granitowe skały zapewniały bowiem dobrą ochronę przed wiatrem od morza oraz atakiem wrogów. W czasach późniejszych przylądek opanowali Rzymianie, za czym przemawia odkrycie dwóch wraków w Capo Sant’Andrea. Pierwszy z tych wraków leży na głębokości około 10 m, a drugi o 35 m głebiej. Wiele przedmiotów znalezionych w wodach wokół Capo Sant’Andrea można teraz podziwiać w małym, ale ciekawe muzeum archeologiczne w Marciana.
Patrząc na Sant Andrea z wysokiego klifu trudno się nie zachwycić urokiem tego miejsca. Mała zatoczkę z wypełnioną rzędem parasoli plażą otaczają z obu stron skaliste brzegi. Pośród zieleni drzew czerwienią się dachy domostw, a turkusowe morze stapia z się z lazurem nieba.

Zjeżdźamy w dół i zostawiwszy samochód na parkingu (1 euro/h) idziemy w kierunku plaży mijając liczne restaracje, bary i sklepiki z pamiątkami. Zauroczeni pięknem miejsca postanawiamy odpocząć z godzinkę na piaszczystej plaży i połazić trochę po nabrzeżnych skałkach.

W drodze powrotnej do samochodu, tuż przed parkingiem dostrzegam niewielki, aczkolwiek pełen wdzięku publiczny ogród. Rosną tu palmy, kaktusy, drzewka cytrynowe, hortensje. Jest też otoczona kamiennym murkiem sadzawka, po której pływa czarny łabędź. Spacer, choć krótki jest bardzo przyjemny, bo miło nasycić oczy zadbaną roślinnością. Spod drzewka cytrynowego podnoszę dwie spadłe cytryny. Są pachnące i dorodne. Chyba mogę je wziąć, bo pod drzewem leży ich pełno, a większość z nich jest nadpsuta.

Jedziemy dalej, zatrzymując się na chwilę w Zonca i Petresi. Do morza jednak jest tu dość daleko, a widok na zatoczki i plażę przysłaniają zielone korony gęsto rosnących drzew. Wybrzeże jest tu skaliste, a z wiodącej skalną półką drogi otwierają się prześliczne widoki na morze.

W okolicach Colle d’Orano podziwiać można długą, dziką plażę, przy której stoi słynna, kwadratowa skała zwana „Krzesłem Napoleona”, gdzie jak głosi legenda, będący na wygnaniu francuski cesarz lubił stop podziwiać widok na rodzinną Korsykę. Niestety podziwiamy ją tylko z okien samochodu, bo zatoczka do parkowania zastawiona jest samochodami. Zatrzymujemy się trochę dalej i tu zachwycamy się stromym, wpadającym w morze skalistym wybrzeżem.

W malowniczych dolinach położone są wioski Chiessi oraz Pomonte, słynące z małych żwirowych plaż otoczonych granitowymi skałami. W okolicach Le Tombe podziwiamy natomiast z góry wąskie, czarne, kamienisto-żwirowe plaże.


Chiessi


Pomonte


Le Tombe

Dojeżdżamy do położonej w południowo zachodniej części wyspy Fetovai – jednej z najpiękniejszych i najbardziej urokliwych plaż na Elbie. Drobny, złocisty piasek, granitowe rafy, krystalicznie czysta woda oraz okalająca zatokę zieleń czynią to miejsce prawdziwie rajskim zakątkiem idealnym na relaks i wypoczynek. Granitowe skały, zwane „le piscine”, dzielą całą zatokę na wydrążone przez wodę baseny.

O zaparkowaniu przy plaży można tylko poważyć. Samochodami zastawiona jest też gęsto prowadząca pod górę droga. A myśleliśmy, że odpoczniemy tu trochę i zjemy obiad w jakiejś knajpce. Na pocieszenie robię tylko z góry kilka zdjęć, gdy po zatrzymaniu samochodu i włączeniu świateł awaryjnych mąż udaje, że coś tam sprawdza pod maską.

Jadąc dalej w kierunku Campo nell`Elba, podziwiamy cudne widoki na Capo Poro oraz leżące w otoczeniu śródziemnomorskiej roślinności plaże: Soccheo oraz Cavoli.

Na camping wracamy około 17:00, znaną nam już drogą prowadzącą z Lacony do Portoferraio.

Dzień 8
To ostatni dzień naszego pobytu na Elbie. Prom mamy dopiero o 15:40, czyli nie trzeba zrywać się wcześnie rano. Część bagażu została zapakowana do samochodu wczoraj wieczorem, a dziś zostaje nam tylko dopakowanie pozostałych rzeczy. Do godziny 10:00 trzeba opuścić namiot. Przy śniadaniu zastanawiamy się, co robić do 15:00. Może spędzić ten czas na plaży, a może powłóczyć się po Portoferraio. A może spróbować załapać się na wcześniejszy prom, jak to udało się nam w drodze na Elbę i połazić trochę po Piombino. Decydujemy się na ten ostatni wariant i wyjeżdżamy z campingu o 10:00.
Do portu dojeżdżamy przed 11:00 i bez problemu załapujemy się na prom o 11:40. Opierając się o reling burty z żalem spoglądam na oddalające się Portoferraio i zatokę, w której się opalaliśmy.

Im dalej płyniemy, tym bardziej zacierają się zarysy Elby. Może tu jeszcze kiedyś wrócę, a może nie…
Po lewej stronie coraz wyraźniej widać zabudowania Piombino. Dopływamy do kontynentu. Żal mi zielonej Elby, ale taka jest kolej rzeczy: coś się zaczyna, coś się kończy… Pozostają wspomnienia.

Autor: Teresa Kulesza